Weneckie getto to
pierwowzór europejskich dzielnic prrzeznaczonych dla Żydów. Stąd pochodzi sama nazwa: getto!
Już w dziesiątym
wieku izraelscy kupcy zajmowali się handlem na weneckim moście
Rialto, a w jedenastym powstała pierwsza żydowska osada na wyspie
Giudecca
(to długa, zabudowana wyspa, dobrze widoczna z Placu świętego
Marka). Obecność Żydów była tolerowana, gdyż zajmowali się lichwą,
którą nie mogli parać się chrześcijanie (groziła za to
ekskomunika). Weneckiej szlachcie, kręcącej najróżniejszego
rodzaju biznesy gotóweczka była potrzebna, więc przymykało się
oko i na to, że Żydzi zabili Chrystusa, i na to, że odmawiali
chrztu... pecunia non olet...
Spora fala Żydów
napłynęła do Wenecji po zarazie w roku 1347 (kiedy wymarło trzy
piąte mieszkańców miasta). W roku 1516 Republika Pogodna (Serenissima Repubblica di Venezia) zadecydowała, że będą oni mieszkać w odrębnej dzielnicy.
Niektórzy twierdzą, że stało się tak na ich własną prośbę.
Prawdopodobnie w getcie czuli się bezpieczniej, niż rozproszeni po
mieście i narażeni na różnego typu dyskryminacje.
W miastach tej części świata można było napotkać dzielnice, gdzie mieszkały
odizolowane grupy narodowościowe czy religijne. W Konstantynopolu
Genueńczycy tłoczyli się w kontrolowanej dzielnicy Galata.
Podobnie rzecz się miała z dzielnicą chrześcijańską w
Aleksandrii w Egipcie. W Wenecji już w trzynastym wieku kupcy tzw.
„niemieccy” (choć byli wśród nich Węgrzy i Czesi) byli
zamykani na noc w budynku zwanym fondaco
dei tedeschi.
Wenecka dzielnica
żydowska powstała na wyspie oddzielonej od innych przez pokaźne
kanały. Niegdyś znajdowały się na niej piece do wytopu brązu.
Takie położenie ułatwiało gaszenie pożarów i chroniło miasto
przed rozprzestrzeniającym się ogniem. To paradoksalne, ale jedną
z głównych plag Wenecji były właśnie pożary. Z tej to przyczyny
słynne huty szkła, niegdyś ulokowane w samym mieście, z czasem
przeniesiono na wyspę Murano gdzie istnieją i działają po dziś
dzień.
Żydzi osadzili się więc na wyspie pieców. Po włosku wlewka do pieca to getto
(czyt. dżetto). Pochodzący głównie z krajów niemieckojęzycznych
Żydzi nie wymawiali miękkiego „dż” lecz twarde „g” i tak
utarła się nazwa getto.
Tę nazwę będzie nosić i dzielnica wenecka, i wszystkie kolejne
żydowskie dzielnice w Europie. Inne słowo rodem z weneckiego getta to „bankrut”. Jak już pisaliśmy
wcześniej, Żydzi zajęli się głównie lichwiarstwem (Weneckie
Muzeum Żydowskie twierdzi, że zostali do tego zmuszeni przez
Pogodną; inne źródła, że w pewnym momencie
odebrano Żydom stałą licencję na pożyczanie pieniędzy, gdyż
nie przestrzegali ustalonych przez Republikę
dziesięcio-dwunastoprocentowych interesów - takie tam drobne
historyczne nieścisłości...). Na głównym placu w getcie
postawiono ławy (wł: banco),
gdzie można było otrzymać pieniądze pod zastaw. Ławy te były de
facto ówczesnymi bankami. Jeśli wenecki magnat planował np.
wyprawę na podbój Chin czy budowę pałacu nad stan, udawał się
po pożyczkę do getta. Zdarzało się, że banki bankrutowały. W
takim przypadku właściciel trafiał do więzienia a jego ławę
niszczono (banco – rotto,
zniszczona ława).
Żydzi byli nie
tylko bankierami, ale również bardzo cenionymi i poszukiwanymi
lekarzami. W porównaniu z innymi kolegami po fachu,
najprawdopodobniej mieli bardziej racjonalne podejście do zawodu.
Nie zapominajmy, że synagogi, do których uczęszczali od
najmłodszych lat, były nie tylko miejscem kultu, lecz i szkołą
wszechnauk, gdzie nauczano astronomii, medycyny, a głównie
racjonalnego i krytycznego podejścia do świata. Ale wróćmy do
sprawy. Gdy Republika Wenecka zbyt dosłownie potraktowała prośbę
Żydów i zamknęła ich w getcie, tylko lekarze mieli pozwolenie na
wychodzenie po zmroku i tylko wtedy, gdy wołano ich do pacjentów.
Nikt inny nie wydostał się z getta i do niego nie wszedł: czuwały
nad tym straże, na rozkaz Pogodnej opłacane przez samych Żydów...
o ironio losu! Również i lekarze, jak wszyscy ich ziomkowie, przed
wejściem do miasta byli zmuszeni do wdziania żółtej czapki i
płaszcza z żółtą naszywką, symboli przynależności do narodu
żydowskiego.
Domeną Żydówek
był vintage.
Weneckie panie, które chciały wyglądać na bogatsze, niż były,
nosiły do getta swe stare suknie a tutejsze szwaczki przerabiały je
i odświeżały: z przodu kokardka, z tyłu piórko i kreacja jak nowa! W owych czasach konsumpcjonizmu jeszcze nie wymyślono i miasta nie tonęły w śmieciach, jak dzisiaj! Podobno w getcie istniała również
karczma, gdzie uprawiano najstarszy zawód świata. Trudno
powiedziecieć, czy to prawda, czy pomówka, ale biorąc pod uwagę
iloma burdelami dysponowali Wenecjanie, nie byłoby w tym nic
dziwnego...
Choć weneckie
getto poszerzano trzykrotnie, nie było ono w stanie pomieścić
ogromu ludzi uciekających przed wojnami, prześladowaniami,
wygnaniem. Tutaj powstały kamienice-dzwonnice, sięgające do siedmiu
pięter. Mieszkania na ostatnich piętrach nie mają dwóch metrów
wysokości. Zwróćcie uwagę, gdy będziecie zwiedzać weneckie
getto! Leży ono bardzo blisko dworca kolejowego, to dosłownie kilka
kroków!
Za czasów
Napoleona getto przestaje być dzielnicą zamkniętą i Żydzi mogą
swobodnie poruszać się po mieście. W czasie Drugiej Wojny
światowej do obozów zagłady zostaje deportowanych 246 mieszkańców
getta. Wróci do domu zaledwie ośmiu z nich.
A na koniec opowiem
Wam kawał. Żyd, Arab i Europejczyk idą do baru. Siadają, piją
kawę, żartują i się śmieją. A właściwie to żaden kawał. Tak to bywa wśród inteligentnych
ludzi.