środa, 31 sierpnia 2016

CZYM ZADZIWIć GOśCI?



Zadziwić gości wcale nie jest tak trudno!

Wystarczy kawałek owczego twarogu (ricotta di pecora) i niewiele więcej... 
Podgrzejmy lekko twaróg w mikrofalówce lub piekarniku, polejmy dużą ilością miodu. 
Brakuje już tylko orzechów: najlepsze włoskie! Ponieważ ich nie miałam, dodałam orzechy laskowe, lekko sprażone na patelni i pokrojone na kawałki. 


To danie bardzo proste, sama radość życia w środziemnomorskim kraju!

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

ŚWIETNE LEKTURY!


Dziś nici z obiadu, bo zamiast gotować, mamma Caterina pogrążona była w lekturze...

Przeczytałam dwie świetne książki, polecam je Wam!

"Śladami Jana Pawła II na Watykanie" ks. Arkadiusza Noconia to spora garść informacji z pierwszej ręki o pobycie Jana Pawła II na Watykanie: od konklawe w Kaplicy Sykstyńskiej, poprzez ogłoszenie wyboru z Loży Błogosławieństw, zamach, do pogrzebu i kanonizacji. To lektura szybka i ciekawa, pełna faktów i anegdot. Opowiada wiele zdarzeń z życia Ojca Świętego na Watykanie, mówi o osobach ważnych dla Jego życia, o miejscach, gdzie mieszkał i pracował (są one niedostępne dla zwiedzających, ale warto o nich choćby poczytać).


"Śladami Jana Pawła II na Watykanie" to doskonały przewodnik dla „laików”, którzy nie lubują się w opracowaniach z zakresu historii sztuki. W niewielu zdaniach streszcza najważniejsze wątki, kieruje prosto do miejsc szczególnie interesujących, pozwala odkryć znaki niepozorne, a ważne (jak tablica na Placu Świętego Piotra wmurowana w miejscu zamachu na Papieża).





"Między dwiema duszami" księdza Waldemara Turka to tekst nader aktualny, zwłaszcza, że opowiada o Świętym Augustynie, Ojcu Kościoła z IV/V wieku. To książka niezwykle klimatyczna, obrazuje w sposób niemalże namacalny życie chrześcijan w owej epoce, tak na Półwyspie Apenińskim, jak i w Afryce Północnej. Opowiadając rozterki duchowe naszego bohatera, mówi o życiu codziennym, podróżach, strukturze społeczeństwa, relacjach międzyludzkich, nauce... w owej epoce Święty Augustyn doświadczył wszystkiego, czego może doświadczyć mężczyzna, z punktu widzenia cielesnego i duchowego. W naszej epoce nic nowszego nie udało się wymyślić! 
Opracowanie opiera się na faktach, bez przemilczeń i bez ocen. Lektura pozwala nam zaufać, że nie wszystko jest stracone...



Dwa teksty to doskonały przykład na to, że doktoraty i dogłębna znajomość rzeczy wcale nie stoją na przeszkodzie, by wyrażać się jasno, prosto i zrozumiale. Nawet najbardziej ciężkostrawne tematy, umiejętnie przekazane, mogą stać się ciekawe!

Dziękujemy za wspólnie spędzony czas Autorom oraz ich Przyjaciołom: osoby wielkiego pokroju, nader skromni obywatele!!!

sobota, 27 sierpnia 2016

SPAGHETTI ALL'AMATRICIANA


świadomość przyszła z czasem.

Gdy drżało pode mną łóżko, myślałam: coś gdzieś się dzieje.
Dziś już wiem: osiemdziesiąt kilometrów od nas zginęło pod gruzami prawie trzysta osób.
świadomość przychodzi powoli. Ogarnia cię bezsilność, gdy myślisz o tym, co przeżywają ludzie w trakcie trzęsienia ziemi i gdy ono minie. Lub o tym, że cały Półwysep Apeniński to tereny sejsmiczne: co dzisiaj się przydarzyło komuś innemu, jutro może być udziałem każdego z nas.
I gdy myślisz o szkole w Amatrice, która niedawno została poddana renowacji i runęła przy wstrząsie o magnitudzie 6.0. To mocne uderzenie, ale nie na tyle mocne, by budynki nie mogły przetrwać. Na szczęście w szkolnych pomieszczeniach nikogo nie było. Ale przecież trzęsienie ziemi to zjawisko nieprzewidywalne i mogło się darzyć w każdym innym momencie. 

Myślę o Italii bylejakości i korupcji: najważniejszy jest talerz zupy, a jakoś to będzie i statek popłynie dalej. I o odwiecznych rządach lobby, które blokują każdą zmianę i wzbogacają się na ludzkiej krwi (nasz przypadek jasno to potwierdza). Tak od lat, bez względu na kolory polityczne rządzących.

I łza kręci się w oku, gdy widzisz takich, którzy z narażeniem własnego życia ratują innych. Speleolodzy wciskają się pod gruzy, by uwolnić ludzi, choć ziemia cały czas się trzęsie. Odkopujący ludzi żywych i ludzkie ciała ratownicy mówią, że pracują jak pod narkozą, bez żadnych odczuć. Świadomość przychodzi z czasem, po zakończonej akcji. I trudno się z nią uporać.
To są właśnie dwie Italie.

Ludzie prześcigają się w niesieniu pomocy. Żywność, koce, ubrania, obuwie – jest tego tak dużo, że przerwano zbiórki. Signora Maria ugotowała gar tortellini w rosole i dzwoni do Obrony Cywilnej pytając, czy może przywieźć. Naiwność w bezsilności jest rozbrajająca.

Ja też chciałabym coś zrobić. Chciałabym opowiedzieć o Amatrice, mieście które znam z czasów jego świetności i o tym, co je rozsławiło: proste i doskonałe danie, które gotują w całych Włoszech, szczególnie w tych dniach. Na wielu miejskich placach wolontariusze przygotowują gary spaghetti all'amatriciana, a dochód ze wspólnych posiłków przeznaczają na odbudowę po trzęsieniu ziemi.

Spaghetti all'amatriciana to kolejna ricetta povera, przepis biedaków, a dokładnie pasterzy, którzy nosili ze sobą na pastwiska to, co zmieściło się do jednej torby: spaghetti, kawałek guanciale (to wędlina podobna do boczku, podgardle - dziękuję Księdzu Tadeuszowi za to, że podpowiedział mi właściwy termin!), pomidory. Przed odkryciem Ameryki, zanim pomidory dotarły do Europy, przygotowywano la gricia, ten sam przepis in bianco, „na biało”.

Będziemy potrzebować pół kilo spaghetti nr 5, 100 g podgrdla (lub boczku), 350 g pomidorów bez skórki (pelati, mogą być z puszki) jedną paprykę ostrą (peperoncino; można zastąpić suszoną), oliwę z oliwek, szczyptę czarnego pieprzu, 50 g białego wina, 75 g sera pecorino romano (to długo leżakowany ser owczy, podobny do parmezanu lecz bardziej słony; można zastąpić parmezanem; lepiej kupić w kawałku i samemu zetrzeć na tarce).



Podsmażamy na oliwie pokrojoną na kawałki ostrą paprykę (jeśli macie świeżą, to przekrójcie i usuńcie ziarenka, są bardzo ostre! I pamiętajcie, by nie dotykać oczu!) oraz drobno pokrojone podgrdle (kostki ok. 1/2 cm). Dodajemy wino i czekamy, aż odparuje; potem pomidory i pieprz. Gotujemy spaghetti i zanim będą wystarczająco miękkie, odcedzamy i wrzucamy na patelnię: dogotują się już w sosie. Kładziemy makaron na talerz, posypujemy dużą ilością sera.

Przygotujcie sobie to danie na obiad lub kolację, a gdy za jakiś czas przyjedziecie do odbudowanego według norm antysejsmicznych Amatrice, zdumi Was niepowtrzalny smak tutejszych spaghetti all'amatriciana. 


środa, 24 sierpnia 2016

TRZĘSIENIE ZIEMI


Jakie myśli przychodzą ci do głowy, gdy drży pod tobą łóżko?
Śpimy w małym parterowym domku, w razie czego szybko nas odkopią.
Ale w dużym domu śpią dziewczyny. No dobra, ale Vasanello to nie terytorium sejsmiczne, nie ma w pobliżu ważnych potencjalnych epicentrów, potrzepie, potrzepie i przestanie. Poza tym dziewczyny śpią jak zabite, nie będziemy ich budzić.
Flavia w Mirze, koło Wenecji. Ale jak trzęsie tu, to nie tam.
Wstajemy? Nie, spać mi się chce.

Pierwsze wstrząsy, po trzeciej trzydzieści nad ranem, były przedłużone, trwały ponad minutę. O czwartej czterdzieści wyraźne tąpnięcie. Nie miałam wątpliwości, że gdy rano włączę telewizor, RAIuno będzie prowadzić transmisję ciągłą o kolejnym katastrofalnym trzęsieniu ziemi. Było tak, jak przewidywałam: 6,0 stopni magnitudy, epicentrum na głębokości czterech kilometrów pod powierzchnią ziemi, lokalizacja na Przedgórzu Apenińskim, jakieś 80 km na wschód od Vasanello. Wstrząsy były odczuwalne w czterech regionach: Umbria, Abruzzo, Lacjum, Marche. Zmiotło kilka miejscowości, w tym Amatrice, słynne na całe Włochy dzięki swojemu daniu spaghetti all'amatriciana (spaghetti z sosem pomidorowym na boczku). W tych dniach miasto było pełne gości, którzy przyjechali na miejski festyn. Nie tylko Amatrice, ale całe środkowe Włochy w sierpniu są pełne turystów, szukających w górach schronienia przed letnim skwarem. Opustoszałe w zimie miasteczka wypełniają się wczasowiczami. Tak było i tej nocy, dlatego nie wiadomo, ile osób leży jeszcze pod gruzami.


We Włoszech przeżyłam już kilka trzęsień ziemi. Wrażenie jest takie, jakby gdzieś w pobliżu przejeżdżały ciężarówki lub czołgi (niestety, pozostało mi w pamięci to przykre wspomnienie z roku 1981). Czyli łoskot i trzęsienie. Bujają się żyrandole, trzęsą się ściany, otwierają się szafy, z półek spadają bibeloty. Potem zaczynają pękać i walić się mury, ale niewiele jest osób, które tego doświadczyły i są w stanie opowiedzieć.

Włochy leżą na ziemiach młodych, ruchy tektoniczne to tutaj codzienność. Katastrofalne trzęsienie ziemi zdarzyło się i we Friuli, na północnym wschodzie Włoch, pod granicą austriacką (1976), a w ostatnich latach także w Emilii-Romanii, na Nizinie Padańskiej. A Apeniny od Umbrii po Kalabrię, to terytoria niezwykle sejsmiczne. Dlaczego ludzie od zawsze osadzali się w takich miejscach? Chyba dlatego, że w hierarchii zagrożeń trzęsienie ziemi nie znajdowało się na pierwszym miejscu.

Trzęsienia ziemi następują wskutek poruszania warstw skalnych. A może lepiej: nie ma sprawy, dopóki te warstwy swobodnie się poruszają. Problem rodzi się wówczas, kiedy stykając się, „zahaczają” o siebie i ruch się blokuje. Naprężenie narasta aż do momentu odblokowania, wyładowania, które na powierzchni objawia się właśnie jako trzęsienie ziemi. Nie ma na nie rady, nie jesteśmy mu w stanie zapobiec. A co gorsze, nie jesteśmy go w stanie przewidzieć. Istnieją pewne metody, ale dotychczas nie są na tyle opracowane, by dawać jakąkolwiek pewność w przewidywaniu. „Płacz skał” to dźwięk wydobywający się ze zgniatanych i kruszących się skał, na skutek narastającego naprężenia. Nie jest on jednak rejestrowany przez sejsmografy. Innym symptomem nadciągającego trzęsienia ziemi jest zmieniający się magnetyzm skał; może on mieć jednak inne przyczyny, niż naprężenie przedwstrząsowe. Podczas trzęsień ziemi, lub bezpośrednio przed nimi, pojawiają się czasem błyski na niebie (pisano o tym już 800 lat temu). Może zmieniać się poziom wody w studniach lub ilość wody w strumieniach, mogą występować zmiany chemiczne lub zmiany temperatury wody. Nad masą skalną, która się przemieszcza, mogą się pojawiać nieruchome chmury. No i charakterystyczne jest zachowanie zwierząt. Kilka dni przed trzęsieniem ziemi w mieście l'Aquila (2009), biolodzy badający kolonię ropuch niedaleko miasta, zauważyli, że zwierzęta masowo opuściły swój staw. Sprawą zajęła się amerykańska NASA. Stwierdzo, że w skałach poddanych pod stres przedwstrząsowy, zachodzą zmiany chemiczne, które zwierzęta są w stanie odczuć.
Radon to gaz uwięziony w skałach; gdy przed wstrząsem skały zaczynają pękać, wydziela się on w dużej ilości. Przed tym samym trzęsieniem ziemi w mieście l'Aquila technik Giampaolo Giuliani zaczął ostrzegać o zagrożeniu. Został oskarżony o bezpodstawne wywołanie alarmu. Kilka dni później w miejscowości zginęło około trzystu osób, z czego duża część młodzieży przebywającej w akademiku, który się zawalił.


Ktoś mówi, że we Włoszech trzeba przywyknąć do trzęsień ziemi. Gdy Clelia wstaje z rana, podchwytliwie pytam:
-No co, jak ci się spało?
Patrzy zdziwiona:
-No dobrze.
-Nic nie słyszałaś?
-Słyszałam! - rozpromienia się - Kot wlazł mi do pokoju!!!


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

DANIE DNIA



Pizza "biała" (pizza bianca), surowa szynka (prosciutto) i figa prosto z drzewa.
Letnie  danie niewyszukane, prawdziwe delicje!










sobota, 20 sierpnia 2016

WODOSPAD „LE MARMORE” W TERNI 

(CASCATA DELLE MARMORE, TERNI)

Włochy środkowe, Region Umbria


To podobno największy wodospad w Europie. Bierzmy poprawkę na to, że według Włocha każda rzecz w jego kraju jest albo najwyższa, albo najniższa, albo najszersza, albo najwęższa, albo najcięższa, albo najlżejsza. A już na pewno jest najpiękniejsza.

To opowiedzmy sobie, jak to było. Spływająca z wyżyny, od strony miasta Rieti rzeka Velino właśnie w tej okolicy napotykała naturalną przeszkodę w postaci wapiennych skał; wody się rozlewały, tworząc grzęzawiska. Jak w wielu miejscach we Włoszech, szalała tu malaria (choroba spowodowana ukąszeniami komarów). Tak nie mogło być!


Do akcji przystąpiono już w roku 271 przed Chrystusem, kiedy rzymski konsul Dentatus rozkazał wykopać kanał, by stojąca woda odpłynęła w stronę naturalnego wodospadu w miejscowości Marmore. Stąd woda z głośnym pluskiem wpadała bezpośrednio do rzeki Nera, która jest największym dopływem Tybru. Jak to zwykle bywa w kwestiach hydraulicznych, rozwiązano jeden problem, pojawił się drugi: spływające z dwóch rzek wody zaczęły zagrażać leżącemu w dolinie miastu Terni. W 54 roku p. n. e. sprawa stanęła przed samym Senatem Rzymskim: Terni reprezentował Aulusz Pompejusz, Rieti Cyceron we własnej osobie. Na nic się zdały oratorskie zdolności i kwestia bynajmniej nie została rozwiązana. Włosi powiedzieliby, że mówcy zrobili dziurę w wodzie (fecero un buco nell'acqua)...
Przez stulecia zasadniczo nic się nie zmeniło. Dopiero pod koniec XVIII wieku, na zlecenie papieża Piusa VI, architekt Andrea Vici zaprojektował szereg stopni w wodospadzie. Rozwiązanie okazało się trafne.  



 Wodospad liczy sobie 165 metrów wysokości. Nazwa „Marmore” pochodzi od marmuru, choć tutejsze skały nie mają z marmurem nic wspólnego, są tylko do niego nieco podobne. Ich jasny kolor pochodzi od węglanu wapnia, cząsteczki obecnej w wodach rzeki (to ta sama cząsteczka, która tworzy kamień w naszych czajnikach). W ciągu setek lat utworzyła ona stalaktyty i stalagmity w grotach, a także cały szereg nowych skał.

Woda z wodospadu zasila elektrownię, dlatego jej przepływ jest kontrolowany. Gdy zawory są przymykane, można oglądać rosnącą pod wodą roślinność, gdy po krótkim sygnale dźwiękowym zawory się otwierają, rozpoczyna się prawdziwe pluskające przedstawienie! Warto obejrzeć je po zachodzie słońca, w odpowiednim oświetleniu!  

Miłośnicy mocnych wrażeń mogą się wybrać na rafting.  










 Są dwa wejścia do parku: jedno w części dolnej, drugie w górnej. A jeśli uznamy, że 10 euro za wstęp to dla nas za dużo, to nie ma żadnego problemu: pojedźmy do pobliskiego średniowiecznego grodu Torreorsina, skąd rozciąga się prześliczny widok na wodospad. Musimy tylko przekonać jakiegoś kierowcę, by poprowadził samochód po górskich serpentynach, które przyprawiają o zawrót głowy.
NIe zapomnijmy zakupić lokalnych trufli!



Pobliskie Terni to miasto silnie uprzemysłowione, dlatego zostało zbombardowane w czasie Drugiej Wojny światowej i nie posiada starówki. W halach tutejszej huty stali Robero Benigni nakręcił „życie jest piękne”, film, za który otrzymał trzy Oskary. Terni to także miasto świętego Walentego, tego od zakochanych!




środa, 17 sierpnia 2016

NERWY DO KONSERWY I... ROBIMY POMIDORY!!!


W Polsce kisiliśmy ogórki i kapustę. Pamiętam, że potrzebny był do tego gliniany garnek i kamień.
We Włoszech kiszona kapusta uważana jest nie tyle za produkt żywnościowy, ile za niepachnący atrybut Niemców.
A główna zaprawa na zimę to pomidory.
Akcja: pomidory odbywa się w połowie sierpnia, w okolicach jednego z największych włoskich świąt: Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, czyli Ferragosto (15 sierpnia). Wtedy to pomidory są wystarczająco dojrzałe, by rozpocząć pracę nad konserwami. Wiele jest przepisów: robi się przecier, lub kroi się pomidory na kawałki, pakuje do butelek i pasteryzuje... ostatnio co raz częściej po prostu się je zamraża.
Dzień, w którym „robimy pomidory”, to rodzinne wydarzenie. Mój mąż wstaje o czwartej – piątej i tak długo rozbija się po domu, póki nie zwlekę się z łóżka. To, że wstaję, to wcale nie znaczy, że się budzę. Ostatnio zaspana pytałam: no to ile przecieru, ile kawałków? Pięćdziesiąt kilogramów jednego, pięćdziesiąt drugiego – odpowiedział. „A może... zrobimy odwrotnie?”. Popatrzył na mnie dziwnie ale wcale nie oponował.
Najróżniejsze myśli mogą przyjść człowiekowi do głowy o szóstej rano, w dniu, gdy robimy pomidory.

A więc bierzemy się do roboty. Oto nasze małe co nieco, czyli 100 kg pomidorów:



Zabieramy się do operacji!




Spodnie i koszula ojca przydadzą się jak znalazł!



Warsztat pracy: 





50 kilo pomidorów przepuszczamy przez maszynkę ( w tym roku nawaliła nam maszynka elektryczna... święta cierpliwości!!!)




A dalsze pięćdziesiąt kroimy na kawałki, wkładamy do butelek i ubijamy drewnianym kołkiem: 



Ostatnio na facebooku pojawiło się takie oto zdjęcie z podpisem: kto choć raz w życiu gotował pomidory w kotle na ognisku, niech udostępni! Były setki udostępnień. 



Słoiki gotowe, do piwnicy!



No i spokój. Do grudnia, kiedy dojrzeją kiwi...







poniedziałek, 15 sierpnia 2016

BOTANICZNE DYLEMATY


- Nic się nie martw, trafisz do mnie, prosta droga!
Właściwie to wcale się nie martwię, w Vasanello jest jedna tylko droga, więc prędzej czy później trafię. Mam jechać od placu w stronę Orte, jakiś kilometr, aż zobaczę dom, przed którym rośnie sosna. No dobra, jedziemy. Przejeżdżam raz, nie widzę sosny. Wracam z powrotem, pewnie się zagapiłam. Przejeżdżam drugi raz a sosny jak nie było, tak nie ma. Dzwonię do koleżanki. Obiecuje, że po mnie wyjdzie.
W końcu spotykamy się.
-   A gdzie ta sosna? - pytam
-  No tutaj, nie widzisz? - odpowiada wskazując na pokaźnych rozmiarów cedr libański.
Aha.

cedr libański




sosna śródziemnomorska
A może problem jest w tym, że mam męża botanika?




czwartek, 11 sierpnia 2016



    O czym mówią Włosi przy winie?



    -  Czy wiecie, ile jed ssaki? - pyta Fabrizio po wielkim talerzu makaronu i kiełbasie z rożna.
    Po roku długim i ciężkim, znów jesteśmy na wakacjach w Lacjum, na kolacji u przyjaciół. Fabrizio jest agronomem – to jego pierwszy zawód. Po technikum rolnym udał się na studia klasyczne i napisał doktorat na Biblicum, najpoważniejszej uczelni papieskiej w zakresie Biblii i jej tłumaczeń. Tłumaczy wszystko, co złapie: aramejski, grekę, łacinę, francuski, hiszpański, niemiecki. Grał w piłkę wodną i latał na lotni. Zna teorię muzyki. To typowy tuttologo, czyli specjalista od wszystkiego. Jego największą zaletą jest to, że w swojej winnicy produkuje boskie greco di tufo. To wino nie uderza do głowy i nie oszałamia, ale rozwesela i pozwala zachować dobry nastrój przez cały wieczór. Po pierwszym kieliszku nieopatrznie wdaję się w dyskusję z gospodarzem, choć wiem, że to zupełnie bezcelowe. Po pierwsze, nie posiadam jednej piątej jego wiedzy. Po drugie, nawet jeśli się chłop zagalopuje i powie coś głupiego, to na pewno nie przyzna się do błędu i będzie obstawał przy swoim do upadłości. Raz tylko udało mi się wziąć nad nim górę, podczas naszej mailowej dyskusji po łacinie o miłości w małżeństwie katolickim. Twierdził, że zgodnie z kodeksem prawa kanonicznego miłość nie jest warunkiem koniecznym do ważnego zawarcia związku małżeńskiego. No dobra, ale nowsze dokumenty Kościoła Katolickiego mówią o małżeństwie: communio vitae et amoris, czyli „wspólnota życia i miłości”. Nie wie, jak wybrnąć i zaczyna coś kręcić o kontekście i interpretacji, i jak chcesz, to podyskutujemy na ten temat. Quomodo ego, misera mulier ignorans, disceptare possim cum te qui plus quam Sanctus Pater scis? - spytałam. Jakbym ja, biedna niedouczona kobieta, mogła dyskutować z tobą, który wiesz więcej od Ojca świętego? Nie odpowiedział, a ja upajałam się zwycięstwem. Kiedy po kilku miesiącach spotkaliśmy się na naszej tradycyjnej kolacji, coś tam wykrzykiwał o jakiejś żmii ale puściłam te insynuacje mimo uszu. Niech mu będzie. Fabrizio pochodzi z południa Włoch, klasyczny Sannita, potomek italskiego ludu słynącego z szowinizmu. Nie będę stawiać pod wątpliwość resztek jego męskości. To zadanie już świetnie spełnia jego żona, Primula. Fabrizio to sto kilo chłopa, a jego żona - pięć minut na małym zegarku. Determinacja skondensowana. Primula jest architektem. Po długiej współpracy z administracjami lokalnymi, po długoletnim oczekiwaniu na zapłaty, zmieniła branżę i zajęła się produkowaniem malowanej ceramiki. Świetnie jej to idzie, ma duże zdolności artystyczne. Jej brat, Elvio Chiricozzi, jest bardzo cenionym współczesnym włoskim malarzem. żyje z malarstwa, a to już samo w sobie jest ewenementem.


Rozmawiamy o wszystkim: o tym, jakie będą w tym roku zbiory winogron, oliwek i orzechów laskowych, o nowej książce naszej koleżanki Anny, o wakacyjnych planach, o mentalności Niemców i mentalności Włochów. On o siódmej rano zaczyna mówić do dziecka po niemiecku – żali się Primula. Oj, nieładnie, przytakujemy. Mówienie po niemiecku przed drugą po południu jest zabronione. W końcu schodzimy na politykę. Premier Renzi, w którym pokładaliśmy tyle nadziei, okazał się zupełnym fiaskiem - stwierdzam. Według mojego rozmówcy, Renzi, czy nie Renzi, tu na pewno nic się nie zmieni, bo Włosi już tacy są. Czyli niby jacy? Dzieci specjalnej troski? Problemem Włochów nie jest ani mafia, ani korupcja. Problemem Włochów jest brak szacunku do siebie samych.

Na szczęście mamy pod dostatkiem greco di tufo. Po dobrym kieliszku wszystko staje się nie takie znowu ważne i jakoś tam ten statek popłynie do przodu, jak od tysiącleci.

-No to co, wiecie, ile jedzą ssaki? - pyta Fabrizio. 
-A skąd ty masz takie informacje?
-Profesor od zootechniki nam to mówił.
-No ile mogą zjeść? Kilo? Dwa? Pięć? W zależności od masy ciała?
-Ssaki jedzą bez granic, tyle, ile wejdzie. Dopóki nie wybuchnie im żołądek.

Po raz pierwszy tego wieczoru muszę przyznać mu rację. 












wtorek, 9 sierpnia 2016

MUZEUM MUMII W FERENTILLO

Włochy Środkowe, Region Umbria

Panie, którędy do Ferentillo?
- Cały czas prosto!
Trzy razy pytaliśmy o drogę, trzy razy otrzymaliśmy tę samą odpowiedź. A na drogowskazy do Muzeum Mumii natknęliśmy się dopiero tuż przed samym miastem. Najwyraźniej Diecezja Umbryjska, do której należy obiekt, nie szuka reklamy.


Muzeum raz już ryzykowało sławę, kiedy zrealizowano w nim ujęcia do filmu „Nosferatu książę nocy” z Klausem Kinskym w roli głównej. Na kadrach ciała ludzi pochowanych w ciągu wieków (począwszy od końca XVI wieku) w krypcie miejscowego kościoła (dzisiejszy kościół Świętego Szczepana).
W pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku Napoleon rozkazał przenieść na cmentarze poza murami miasta wszystkie ciała ludzkie pogrzebane w kościołach. Uczynił to ze względów zdrowotno – sanitarnych. Po pierwsze, przez stulecia powietrze w kościołach było zatrute, gdyż przedostawał się do nich fetor z krypt. Po drugie, szalały zarazy. W krypcie kościoła w Ferentillo dokonano wówczas niesamowitego odkrycia. Osoby tutaj pochowane zachowały wyraźne rysy twarzy; doskonale zakonserwowała się ich skóra, włosy i zęby. Jest tu żołnierz napoleoński – wisielec; chińska młoda para, zmarła na cholerę po podróży do Rzymu; zasztyletowany miejscowy adwokat; kobieta zmarła przy porodzie, wraz z dzieciątkiem. Dobrze zachowały się niektóre ubrania (tylko ludzie majętni byli chowani w ubraniach, biedaków owijano w płótno). Nauka mówi, że na taką konserwację pozwolił szczególny skład chemiczny gleby, mikroorganizmy i odpowiednia naturalna wentylacja (faktycznie, nawet w najgorętsze dni czuć tu przyjemny wiaterek...). Aktualnie trwają badania nad glebą, którą wypełniono kryptę, niedługo powinny być opublikowane wyniki.
W połowie dwudziestego wieku mieszkańcy miasta sami przeprowadzili naukowy eksperyment, wrzucając do krypty ciało orła: ono również się zmumifikowało i jest widoczne w jednej z gablot.
Jestem pewna, że wybaczycie, jeśli ze względów humanitarnych nie opublikuję zdjęć mumii.


niedziela, 7 sierpnia 2016

Kto potrafi mówić rękami?

Specjaliści od komunikacji międzyludzkiej twierdzą, że każda informacja dociera do nas przez kanał dźwiękowy (słowa, ton, modulacja itd.) tylko w niespełna 20 procentach; w ponad 80 procentach rozumiemy... oczami. To stwierdzenie w szczególny sposób sprawdza się we Włoszech, gdzie „rozmawia się rękami”. Każdy gest ma swoje znaczenie; może być zwykłą informacją, lecz także opinią; propozycją lub odradzeniem; może być przyjazny, neutralny, obraźliwy (lepiej nie powtarzać gestów przypadkowo ujrzanych)!

Przedstawiamy znaczenie niektórych gestów neapolitańskich, cytując fragmenty słownika „Jak ci to powiedzieć?” (Bruno Paura, “Comme te l’aggia dicere?”). Zdjęcia samego autora.

  • Rogacz! (palec wskazujący i mały są wyprostowane, pozostałe palce zamknięte w pięść). Znaczenie dosłowne: twoja kobieta cię zdradza. Gest wysoce obraźliwy.



  • Za dużo mówisz! (palec wskazujący, skierowany w stronę ucha, zatacza małe kółka).



  • Troszeczkę (kciuk opiera się o końcówkę palca wskazującego).



  • Filiżanka kawy (kciuk i palec wskazujący stykają się, jakby trzymały filiżankę kawy).



  • Tak cię zbiję, że spuchną ci oczy! (dłonie o rozczapierzonych palcach są skierowane w stronę oczu).


  • To skąpiec! (dłoń stopniowo składa się w pięść, przybliżając się do klatki piersiowej)



  • Tiritittitti! (imituje się gest grającego na skrzypcach). Znaczenie: nic mnie to nie obchodzi.