WŁOCHY OD PODSZEWKI
Jest 29 sierpnia roku
1989, godzina czternasta. Samolot linii lotniczych LOT spokojnie
osiada na lotnisku Leonardo da Vinci w Rzymie. Gdy podchodzę do
wyjścia, bucha na mnie rozżarzone powietrze. Mam wrażenie, że
tracę oddech. Oszołamia mnie widok palm. Do pełnoletności brakuje
mi półtora miesiąca.
Tak rozpoczyna się moje
podwójne życie, zawieszone pomiędzy Polską i moją nową, drugą
ojczyzną, Włochami. Rozpoczyna się w momencie szalonych zmani
(upadek Muru Berlińskiego oglądam już we włoskiej telewizji). W
zawrotnym tempie rusza karuzela. Dla mnie, niewiele więcej niż
podlotka, utrzymanie równowagi jest nie lada wyzwaniem. Jakoś się
wykaraskam, głównie dzięki temu, że codziennie od nowa będę
próbować znaleźć sens w tym, co się dokoła mnie dzieje. Będę
próbować odóżnić prawdę od wciąż pokutujących secesyjnych
stereotypów. A tam, gdzie stereotypy niestety się potwierdzają,
zrozumieć dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz