W sobotę rano park
jest przemoknięty, na ziemi liście przesiąknięte wodą. Widok nie
jest miły. Trzeba szybko posprzątać, bo jeszcze ktoś się
poślizgnie i upadnie. Uzbrajamy się w grabie i bierzemy się do
dzieła. Jak spod ziemi wynurza się Dziadek Kwiatek; zmierzwione
siwe włosy, wózek, grabie i uśmiech na ustach. Pracuje razem z
nami. Ci z nas, którzy nie mieszkają w Mirze, pytają: „Kto to
jest? Czemu to robi?”. To ten, który sadzi kwiaty na brzegu naszej
rzeki, Brenty. Dlaczego? Pewnie dlatego, że kocha piękno.
Później rozmawiam
o Dziadku Kwiatku ze Stefanem. „Widziałaś? Zajmuje się tym
parkiem, jakby to był ogródek jego domu. On wie, co to znaczy
wspólne dobro”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz