Za oknem egipskie ciemności. Deszcz bębni o szyby. W ciągu jednego wieczoru nadciągnęła jesień. W zabytkowej Willi Lwów pachnie przeszłością i jest trochę upiornie. Na ekranie pojawia sięFrankenstein Junior w swoim zamku, w podobnie upiorny wieczór. Podczas gdy szaleje burza, wznosi okrzyk: „Damy radę!”.
Budzą się we mnie
wątpliwości. Wygląda na to, że wszechświat konspiruje przeciwko
nam. Za godzinę w teatrze gwóźdź programu: przedstawienie
„Wandale!” (Gian Antonio Stella i Gualtiero Bertelli) a tymczasem
co chwilę wysiada prąd i ogarniają nas ciemności. By widzieć
się nawzajem, zapalamy latarki komórek. Sytuacja nie napawa
optymizmem. Może informacja o spektaklu jest niewystarczająca i
widownia będzie pusta. Może ludzie nie dojadą po zalanych drogach.
Może światło wysiądzie na dobre i trzeba będzie odwołać
spektakl ze względu na awarię elektryczności. Do diabła, jesteśmy
na stracie.
Pięć minut świadomości.
Porwaliśmy się na rzecz wielką i podjęliśmy wielkie ryzyko.
Myśleliśmy, że wszystko pójdzie jak z płatka ale tak nigdy nie
jest: na każde wydarzenie składa się tysiąc mniej lub bardziej
przewidywalnych okoliczności. Żeby dało radę, konieczny jest łut
szczęścia.
Godzinę później pomimo
ulewy zaczynają napływać widzowie. Teatr pomału się wypełnia.
Mamy prawie dwustu widzów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz