Jak
pewnie zauważyliście, nasz blog bierze udział w konkursie
organizowanym przez Muzeum Emigracji w Gdyni na najciekawszy blog
pisany przez emigrantkę.
Oj,
oj, musimy się dobrze zaprezentować! Chyba założę koszulkę
intimissimi!
Albo
nie, lepiej zacznę pisać moją najpiękniejszą historię. To
historia bardzo długa, od czego by tu zacząć? Najlepiej od
początku, czyli od rana.
Odprowadzam
dzieci do szkoły, wracam do domu, zamykam drzwi między mną a
chaosem. Ona czeka w kuchni, czycha i zasadza się na mnie jak co
dnia. Moja cisza to nie brak dźwięków, to żywa i namacalna
obecność. Impertynencka na dodatek! Wraz z powietrzem pcha mi się
do środka, zaczyna wibrować i łaskocze gdzieś koło żołądka.
Czuję,
że oddycham. Nie muszę być obecna i przytomna, zwarta i gotowa a
przede wszystkim nie muszę nikomu odpowiadać.
Gdy
otacza mnie moja cisza, zaczynam widzieć jasno. Szybko odróżniam
to, co ważne i pilne, to co ważne ale nie pilne, co można sobie
podarować, co zachować w najgłębszych zakamarkach pamięci. A
potem już tylko cieszę się jej obecnością.
Po
trzech godzinach ciszy godzę się ze światem. Mogę otworzyć
drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz