"My, geolodzy
pełnimy niewdzięczną rolę: musimy przypominać, że Półwysep
Apeniński to teren sejsmiczny, gdzie trzęsienia ziemi mogą
wystąpić w każdym momencie” - przypomina naukowiec Mario Tosi.
Jak mu nie wierzyć, obserwując to, co dzieje się w środkowych
Włoszech już od ponad dwóch miesięcy?
Włochy leżą na
oddalających się od siebie płytach tektonicznych. Według teorii
przyjętej przez wielu naukowców, półwysep z czasem pęknie na
pół, wzdłuż grzbietu Apeninów: część północna przesunie się
w stronę Bałkanów a Adriatyk stanie się zaledwie jeziorem... czy
to się sprawdzi, tego nikt z nas się nie dowie, mówimy o
wydarzeniach zbyt odległych w czasie. Płyty poruszają się bardzo
powoli (zaledwie kilka centymetrów na stulecie), mimo tego podziemne
naprężenie bardzo często powoduje gwałtowne rozładowania, czyli
trzęsienia ziemi.
Aktualnie aktywny
jest uskok zaznaczony na mapie na czerwono: leżące na nim miasta są
nękane od ponad dwóch miesięcy przez bezustanne wstrząsy. Z
pewnego punktu widzenia, lepsze jest trzęsienie przeciągające się
w czasie; gdyby naprężenie rozładowało się naraz, spowodowałoby
wstrząsy o 7 stopniach magnitudy.
Skorupa ziemska
pękła pod szczytami Apeninów, od góry Vettore do Bove; teren
podniósł się z jednej strony (w kierunku Adriatyku), obniżył z
drugiej (w kierunku Morza Tyrreńskiego). W górach pojawił się
prawie metrowy uskok.
Ton dyskusji
publicznej jest wciąż taki sam: nie zabija przyroda, lecz ludzkie
zaniedbanie. Trzęsienia ziemi nie są tak silne, jak w Japonii gdzie
szkody są znikome dzięki poważnej prewencji. Dopóki we włoskim
budownictwie nie będą przestrzegane normy antysejsmiczne, dopóki
nie zabezpieczy się istniejących domów, nie pozostanie nic innego
jak opłakiwać ofiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz