Duński
spot telewizyjny zachęca społeczeństwo do prokreacji: „Zróbcie
to dla Danii. Zróbcie to na wakacjach: podczas wspólnej podróży
patrzycie na siebie nowymi oczami, wzrasta poziom endorfiny i budzi
się pożądanie. A jeśli prawdopodobieństwo poczęcia dziecka jest
nikłe, lub macie już dzieci, to nic nie szkodzi. To nie żadne
zawody, nie ma żadnej nagrody do wygrania. Zróbcie to dla przyjemności!”
Statystyki
wykazały, że po tego typu kampanii w Danii wzrosła liczba poczęć.
https://farefilm.it/visioni-e-recensioni/il-geniale-spot-pro-fertilit-della-danimarca-6667
Rusz się! Nie czekaj na bociana! |
Włoski
przyrost naturalny jest tragicznie niski. Przyczyną nie jest
bynajmniej awersja Włochów do bobasów. Chodzi o inne kwestie: po
pierwsze, młodzi ludzie mają problemy ze zanlezieniem
jakiejkolwiek, nawet śmieciowej pracy. Po drugie, polityka
prorodzinna we Włoszech praktycznie nie istnieje. Rodzice są
pozostawieni samymi sobie: to oni muszą się martwić, gdzie
ulokować dzieci w czasie trzymiesięcznych wakacji czy w dniu
szkolnego strajku. To oni muszą opłacić wszelkie zajęcia
pozaszkolne, zakupić książki (na taki zakup dla dla dzieci
jedenastoletnich trzeba przeznaczyć 300 euro; w kolejnych latach więcej). To rodzice muszą zapłacić podatki uniwersytecke (średnio
2500 euro rocznie). Kiedy najstarsza z naszych trzech córek
skończyła osiemnaście lat, nasze rodzinne zeszłoz 80 na 30 euro miesięcznie.
„Polityka
i życie społeczeństwa we Włoszech nie mają już punktu
styczności” - twierdzi społeczeństwo. Rząd bynajmniej tej
plotki nie dementuje. Rada Ministrów ustanowiła 22 września
narodowym dniem płodności. W założeniu miał to być dzień
informacji o płodności, profilaktyce i zdrowiu, ale sprawa poszła
zupełnie innym torem. Na zlecenie pani minister zdrowia Beatrice
Lorenzin ruszyła kampania reklamowa
mająca
na celu promowanie prokreacji.
Ani śladu duńskiej subtelnej ironii; ta kampania zabrzmiała raczej
jako zarzut i nakaz, jak propaganda z faszystowskich
czasów. Już nie pierwszy raz, zamiast zająć się rozwiązywaniem
ewidentnych problemów, rząd zarzuca narodowi niedojrzałość i
lenistwo. Społeczeństwo szczerze się wzburzyło. Natychmiastowe
reakcje pojawiły się na facebooku.
Na
oryginalnym plakacie młoda dziewczyna trzyma w ręku klepsydrę z
przesypującym się piaskiem, a napis głosi: „W każdym wieku
można być pięknym; nie jest tak samo z płodnością”. Na
facebooku zdjęcie opatrzono podpisem: „Moja umowa o pracę trwa
znacznie krócej niż moja ciąża”.
Na
oryginalnym zdjęciu cieknący kran oraz napis: „Płodność
to wspólne dobro”. Szczerze się zdziwiłam, gdy na stronach mojej
osiemnastoletniej córki i jej koleżanek zobaczyłam to samo zdjęcie
z przypisem: „Twoja macica to wspólne dobro. Udostępnij!”.
Na
kolejnym plakacie zgniły i zwiotczały banan stanowił aluzję do
płodności męskiej (czy jej braku). Na inne jeszcze plakaty spuśćmy
zasłonę milczenia.
Reakcje
społeczeństwa były na tyle energiczne, że kampania została
wycofana. Wszystko ucichło na jakieś dwa tygodnie. Tuż przed samym
fertility
day ukazała
się broszura mająca na celu promowanie zdrowego stylu życia. W
górnej części okładki „dobre przyzwyczajenia” są
reprezentowane przez młodych atletycznych blondynów rodem z reklamy
pasty do zębów. Na dole „złe towarzystwo do porzucenia” to
brunteka i dwóch ciemnoskórych chłopaków. Znany dziennikarz
Enrico Mentana stwierdził, że plakat kwalifikuje się do Sądu w
Norymberdze. Lecz seria gaf nie kończy się na tym. W odniesieniu do
osób z dolnego zdjęcia użyto słowa „compagni”, które w
języku włoskim ma kilka znaczeń lecz zwykle jest kojarzone z
osobami o komunistycznych zapatrywaniach, których we Włoszech jest
wiele. W
teorii jest nieprawicowa i rządząca partia, choć w praktyce nic na
to nie wskazuje.
Minister Lorenzin twierdzi, że zdjęcie na okładce nie ma nic wspólnego z rasizmem a rasistami są ci, którzy je źle interpretują. Tymczasem poleciała pierwsza „koronowana głowa”, osoba odpowiedzialna za kampanię reklamową. Rocznie zarabiała tyle, co prezydent Mattarella.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz