piątek, 23 września 2016

DZIEN PLODNOSCI

Duński spot telewizyjny zachęca społeczeństwo do prokreacji: „Zróbcie to dla Danii. Zróbcie to na wakacjach: podczas wspólnej podróży patrzycie na siebie nowymi oczami, wzrasta poziom endorfiny i budzi się pożądanie. A jeśli prawdopodobieństwo poczęcia dziecka jest nikłe, lub macie już dzieci, to nic nie szkodzi. To nie żadne zawody, nie ma żadnej nagrody do wygrania. Zróbcie to dla przyjemności!”
Statystyki wykazały, że po tego typu kampanii w Danii wzrosła liczba poczęć.
Włoski przyrost naturalny jest tragicznie niski. Przyczyną nie jest bynajmniej awersja Włochów do bobasów. Chodzi o inne kwestie: po pierwsze, młodzi ludzie mają problemy ze zanlezieniem jakiejkolwiek, nawet śmieciowej pracy. Po drugie, polityka prorodzinna we Włoszech praktycznie nie istnieje. Rodzice są pozostawieni samymi sobie: to oni muszą się martwić, gdzie ulokować dzieci w czasie trzymiesięcznych wakacji czy w dniu szkolnego strajku. To oni muszą opłacić wszelkie zajęcia pozaszkolne, zakupić książki (na taki zakup dla dla dzieci jedenastoletnich trzeba przeznaczyć 300 euro; w kolejnych latach więcej). To rodzice muszą zapłacić podatki uniwersytecke (średnio 2500 euro rocznie). Kiedy najstarsza z naszych trzech córek skończyła osiemnaście lat, nasze rodzinne zeszłoz 80 na 30 euro miesięcznie.
Polityka i życie społeczeństwa we Włoszech nie mają już punktu styczności” - twierdzi społeczeństwo. Rząd bynajmniej tej plotki nie dementuje. Rada Ministrów ustanowiła 22 września narodowym dniem płodności. W założeniu miał to być dzień informacji o płodności, profilaktyce i zdrowiu, ale sprawa poszła zupełnie innym torem. Na zlecenie pani minister zdrowia Beatrice Lorenzin ruszyła kampania reklamowa mająca na celu promowanie prokreacji. Ani śladu duńskiej subtelnej ironii; ta kampania zabrzmiała raczej jako zarzut i nakaz, jak propaganda z faszystowskich czasów. Już nie pierwszy raz, zamiast zająć się rozwiązywaniem ewidentnych problemów, rząd zarzuca narodowi niedojrzałość i lenistwo. Społeczeństwo szczerze się wzburzyło. Natychmiastowe reakcje pojawiły się na facebooku. 




Na oryginalnym plakacie młoda dziewczyna trzyma w ręku klepsydrę z przesypującym się piaskiem, a napis głosi: „W każdym wieku można być pięknym; nie jest tak samo z płodnością”. Na facebooku zdjęcie opatrzono podpisem: „Moja umowa o pracę trwa znacznie krócej niż moja ciąża”.


Na oryginalnym zdjęciu cieknący kran oraz napis: „Płodność to wspólne dobro”. Szczerze się zdziwiłam, gdy na stronach mojej osiemnastoletniej córki i jej koleżanek zobaczyłam to samo zdjęcie z przypisem: „Twoja macica to wspólne dobro. Udostępnij!”.

Na kolejnym plakacie zgniły i zwiotczały banan stanowił aluzję do płodności męskiej (czy jej braku). Na inne jeszcze plakaty spuśćmy zasłonę milczenia.

Reakcje społeczeństwa były na tyle energiczne, że kampania została wycofana. Wszystko ucichło na jakieś dwa tygodnie. Tuż przed samym fertility day ukazała się broszura mająca na celu promowanie zdrowego stylu życia. W górnej części okładki „dobre przyzwyczajenia” są reprezentowane przez młodych atletycznych blondynów rodem z reklamy pasty do zębów. Na dole „złe towarzystwo do porzucenia” to brunteka i dwóch ciemnoskórych chłopaków. Znany dziennikarz Enrico Mentana stwierdził, że plakat kwalifikuje się do Sądu w Norymberdze. Lecz seria gaf nie kończy się na tym. W odniesieniu do osób z dolnego zdjęcia użyto słowa „compagni”, które w języku włoskim ma kilka znaczeń lecz zwykle jest kojarzone z osobami o komunistycznych zapatrywaniach, których we Włoszech jest wiele. W teorii jest nieprawicowa i rządząca partia, choć w praktyce nic na to nie wskazuje.




















Minister Lorenzin twierdzi, że zdjęcie na okładce nie ma nic wspólnego z rasizmem a rasistami są ci, którzy je źle interpretują. Tymczasem poleciała pierwsza „koronowana głowa”, osoba odpowiedzialna za kampanię reklamową. Rocznie zarabiała tyle, co prezydent Mattarella.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz