Już
do tygodni włoska telewizja trąbi o nowych zachorowaniach na
zapalenie opon mózgowych w Toskanii. Może nie tyle nowych, co
wciąż tych samych. Przytacza się wciąż te same przypadki osób,
które można policzyć na palcach jednej ręki. I bez przerwy się
do nich wraca. Lekarze wyrażają swoją opinię: oprócz tych kilku
zachorowań w Toskanii, w całych Włoszech sytuacja jest dokładnie
taka sama, jak zawsze. Nie istnieje konieczność szczepienia całego
społeczeństwa. Czyli że bez przerwy wałkuje się temat, który
nie istnieje.
Zapalenie
opon mózgowych, choroba bardzo ciężka, czasem śmiertelna, na
szczęście występuje bardzo rzadko i co najważniejsze, nie
powoduje epidemii. Istnieją szczepienia na jej niektóre odmiany,
nie gwarantują jednak pokrycia zupełnego.
Kwestia
szczepień to jeden z głównych problemów, przed którym stoi
społeczeństwo, a głównie rodzice małych dzieci. Tak ze
szczepieniem, jak i z nieszczepieniem wiąże się pewne ryzyko. Mój
przyjaciel, zielarz i farmaceuta skwitował: „W jednym i drugim
przypadku, rodzice muszą wziąć na siebie odpowiedzialność”.
Taka już nasza niewdzięczna rola... a najgorsze są presje, mniej
lub bardziej jawne, lepiej czy gorzej ukrywane. Do nich należy, moim
zdaniem, insynuowanie, jakoby istniała „epidemia”, która nie
istnieje.
Rozumiem
lekarzy: prawdopodobnie w swej praktyce natykają się na ciężkie
choroby, które były do uniknięcia i dlatego starają się jak
najbardziej uczulać i promować prewencję. Ale przecież nie oni
decydują o tym, jakie tematy porusza się w telewizji...
Najwyraźniej
toś tu manipuluje informacją, by zbijać kokosy...
W
Rzymie, przed ośrodkami szczepień ludzie zaczynają się gromadzić
jeszcze w nocy. Kolejkowicze pilnują porządku rozrowadzając między
sobą numerki nieoficjalne, zanim jeszcze zostaną otwarte drzwi
ośrodków i będą mogli się zaopatrzyć w numerki oficjalne.
Jednym słowem, psychoza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz