W godzinach rannych i południowych z ruin hotelu „Rigopiano”
wydobyto żywych ludzi, którzy spędzili czterdzieści dwie godziny
pod gruzami i śniegiem. Nie jest jasne, ilu ich jest: mówi się o
sześciu – ośmiu osobach.
Ratowników naprowadził
na właściwy ślad nikły słupek dymu unoszący się nad riunami.
Ludzie, którzy ocaleli, znajdowali się w kuchni restauracji, gdzie
sufit wytrzymał nacisk śniegu (nie wiadomo, jak się tam dostali,
przebywanie w restauracyjnej kuchni jest surowo zabronione). W
pomieszczeniu wytworzyła się komora powietrzna, która umożliwiła przeżycie. Paradoksalnie życie tych osób ocalił
również śnieg: jak iglo, ochronił od zimna, wiatru i wilgoci.
Ludzie uwolnieni spod gruzów są w dobrym stanie zdrowia.
Pojawiła się nadzieja na
znalezienie kolejnych osób: wszyscy byli gotowi do wyjazdu i czekali
w hotelowym hallu na śnieżny pług, który miał otworzyć im drogę
powrotną i który nigdy nie dotarł na miejsce.
To, co wydarzyło się u
stóp Gran Sasso, to podwójna katastrofa na którą złożyły się
trzęsienie ziemi i nadzwyczajne opady śniegu. Dochodzi się, jaki
był procent winy ludzkiej. O ile trzęsienie ziemi jest na dzień
dzisiejszy zjawiskiem nieprzewidywalnym, o tyle opady śniegu można
przewidzieć. Pomimo fatalnych prognoz pogody i dużego zagrożenia
lawinami, na tereny sejsmiczne nie sprowadzono na czas pługów
śnieżnych i turbin (tylko one umożliwiły otwarcie drogi do
zasypanego już hotelu). Personel kurortu już w środę rano
apelował o odśnieżenie drogi, co umożliwiłoby gościom
wyjazd do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz