Podczas wykopalisk na Lazzaretto Nuovo, jednej z weneckich wysp, gdzie dawniej, w czasach epidemii praktykowano kwarantannę, odnaleziono ciało kobiety, która zmarła na zarazę czterysta lat temu i nie zaznała spokoju nawet po śmierci...
Najpierw wyjaśnijmy sobie kilka spraw. „Pod koniec
średniowiecza nastąpiło ochłodzenie: od ok. 1300 roku temperatura
zaczęła spadać. Coraz częstsze mrozy i burze niszczyły zbiory.
Srogie zimy i krótkie lata prowadziły do klęski głodu. To z kolei
zwiększało podatność na choroby i prowadziło do zamieszek
społecznych. Po wielkim głodzie wywołanym mrozami w latach
1315-1317 i być może związanej z nim pośrednio epidemii czarnej
śmierci w latach 1347 – 1351, część obszarów wyludniła się”
- tak piszą na stronie poświęconej zmianom klimatycznym
www.zycieaklimat.edu.pl
(ładna szata graficzna, jasne i zwięzłe teksty!).
Epidemie kosiły swe żniwo
co dziesięć – piętnaście lat aż do siedemnastego wieku.
Pierwsza fala dżumy zabiła ok 25 milionów Europejczyków, czyli co
czwartą osobę. Terytoria Polski ucierpiały w mniejszym stopniu.
Miasta kosmopolickie jak Wenecja, port między Wschodem a Zachodem,
na skutek czarnej śmierci uległy wyludnieniu. W latach 1630/31 w
mieście zmarło 50 tysięcy ze 150 tysięcy mieszkańców.
Duchowni, lekarze, teriaca
(mieszanka farmaceutyczna 62 składników, wśród nich mięso żmii
i opium): nic z tych rzeczy nie było w stanie opanować epidemii.
Według ówczesnych wierzeń, musiała być ona efektem działania
szatana wcielonego w nachzehrer, „pożeraczy całunu”.
Sprawa była traktowana na tyle serio, że w roku 1679 pewien protestancki teolog napisał: „Dissertatio historico – philosophica de
masticatione mortuorum” (traktat historyczno – filozoficzny o
przeżuwaniu nieboszczyków); było to jedno z wielu dzieł
poświęconych tematowi!
Przesąd o istnieniu
nachzehrer narodził się na skutek obserwacji: gdy po okresie
względnego spokoju powracała zaraza, grabarze odkrywali zbiorowe
groby, by pochować w nich nowe ofiary. W niektórych przypadkach
całun owijający głowę niedawno pogrzebanych ciał był zniszczony, jakby
„przeżuty” w okolicach ust. Takie zjawisko ma swe naukowe
wyjaśnienie: gazy wydobywające się z ust zmarłego mogą sprawić,
że całun zwilgotnieje i szybko się rozłoży. Ale naukowe
podejście do sprawy nie było mocną stroną ówczesnego społeczeństwa.
Uwierzono więc, że niektórzy zmarli, jeszcze za życia opętani
przez diabła, w swych grobach nadal żywili się, najpierw
pożerając całun, a potem ciała innych zmarłych, by nabrać
nowych sił, powrócić na ziemię i zarazić żyjących. Jak temu
zapobiec? Trzeba było przeszkodzić im w odżywianiu, dlatego
wbijano im w usta wielki kamień.
Wyczytałam, że najstarszy nachzerher pochodzi z trzynastego wieku i że znaleziono go w Polsce, na Kaszubach. Ciekawy prymat!